poniedziałek, 5 stycznia 2015

R. 22 ` Moja bajka dobiegła końca, czas wrócić do rzeczywistości

Ostatnia walizka została starannie zasunięta. Selena pociągnęła za metalową rączkę, rozsuwając ją. Podniosła przedmiot do góry, przyglądając się dokładnie pustym ścianom. Śliwkowy kolor wydawał jej się wyjątkowo ciepły, swojski. Ogromne łoże zdawało się wołać, by go nie opuszczała, tak samo jak miękka kanapa, drewniana meblościanka pozbawiona wszelkich sprzętów i ozdób.
Dziewczyna wyjęła z podręcznej skórzanej torby markowy aparat, fotografując zaraz dosłownie wszystko. Począwszy od wymyślnego wzoru na rozłożonych na podłodze poduszkach, po widok za dużym oknem. Bez pytania przeszła do pokoju Demetrii, który również umieściła na kliszy. Następna do uwiecznienia była sypialnia Debby w nadmiernie dziewczęcym stylu. Multum zdjęć ze współlokatorkami, chłopakiem oraz przyjaciółką z planu ,,Nie ma to jak statek’’ – brązowowłosą pięknością Zoey Deutch, z którą spędzała ostatnio wiele czasu. Oprócz tego zapachowe świeczki, plakaty przystojnych aktorów, przyjazne kolory przywodzące na myśl lato.
  Akurat robiła zdjęcie imponującej wielkości kolekcji gadżetów z ulubionym wokalistką blondynki, kiedy ta wparowała do środka z tymi samymi rumieńcami na policzkach, co zawsze.
 - Podziwiasz Michaela? – spytała z wymuszonym uśmiechem.
 - Zwłaszcza to jego bąbelkowe nazwisko – zaśmiała się Selena, biorąc do ręki granatowy kubek z podobizną dojrzałego mężczyzny.
  Debby spojrzała na nią ponuro, nawet w najmniejszym stopniu nierozśmieszona.
 - Tylko nie płacz – poprosiła Gomez całkiem poważnie. – Przecież będę dzwonić, przyjedziecie do mnie, kiedy wprowadzę się do własnego mieszkania – mówiła, pocieszając nie tylko ją, ale jednocześnie samą siebie.
 - Nie będziesz mieszkała u taty?
 - Góra przez dwa tygodnie, żeby zaspokoić jego ojcowskie zapędy, potem się wyprowadzę. I tak wątpliwe, czy wytrzymam ten czas z Alexis i jej córeczką – mruknęła, krzywiąc się na samo wspomnienie kobiet.
 - Demi mówiła, że to tam.. – zaczęła Ryan, lecz Selena jej przerwała.
 - Już nie będę – obiecała, domyślając się, że chodzi o narkotyki. – A właśnie, daj mi telefon, to wpiszę ci mój nowy numer.
  Podała jej bez wahania komórkę, wpierw wyjmując ją z obcisłych dżinsów. Ta wpisała ciąg cyfr, którego wyuczyła się poprzedniego dnia na pamięć. Chciała prosić, by nikomu go nie podawała, w końcu ten wyjazd miał być oderwaniem od starego otoczenia. Lecz wtem przez rozwarte drzwi od strony holu wpadł niewielki kudłaty piesek, z radością obwąchując każdy zakątek. Obie popatrzyły na siebie zdezorientowane, wybałuszając oczy.
 - Mały! Do nogi, no! – darła się Demi na cały dom.
 - Tutaj! – zawołała Sel.
  Szatynka za niedługo zjawiła się w progu, wzrokiem przeczesując podłogę. Pod pachą trzymała niewielki wiklinowy koszyk, a w dłoni zapisaną do połowy kartkę.
 - Tu jesteś! – wydyszała na widok roztrzepanego zwierzaka.
 - Nie oddam mu mojego pokoju – powiedziała Selena tonem pełnym powagi.
 - Demi, po co nam pies? – spytała Debby.
 - Zapytaj Jasona – burknęła w odpowiedzi, pokazując jej papier.
 - Nie ma jeszcze imienia, zdaję się na twoją inwencję twórczą, J – odczytała na głos Ryan, marszcząc brwi. – To nie jest pismo Jasona – dodała po chwili.
 - Tylko Josepha – stwierdziła Sel, wyrwawszy obiekt badań z ręki przyjaciółki.
  Twarz Demi natychmiast zesztywniała, tak samo jak jej poza. Długo spoglądały po sobie nawzajem bez słowa, oczekując aż to właśnie ona cokolwiek wydusi.
 - Nazwijmy go Carrot! – wypaliła nagle z entuzjazmem Deborah.
 - Chcesz nazwać psa na cześć warzywa? – zdziwiła się Gomez, a na jej czole pojawiły się lekkie zmarszczki.
 - Nie będziemy go nijak nazywać, bo to nie nasz pies. Zadzwońcie do tego gnoja i powiedzcie mu, żeby sobie zabrał przyjaciela. Dorównują sobie mózgami, więc na pewno staną się nierozłącznymi towarzyszami – warknęła Demi. Złość w niej kipiała do tego stopnia, że wydawało się, iż za chwilę wybuchnie gorącą lawą niczym wulkan. Nie obdarzając nikogo swym spojrzeniem, wyszła szybko z pomieszczenia. Po chwili rozległ się trzask drzwi gdzieś z prawej strony.
  Znieruchomiałe dziewczyny nadal miały wzrok utkwiony w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą stała Lovato. Tak rozwścieczonej jej nie widziały już dawno. Miała bowiem to do siebie, że trudno było ją wyprowadzić nerwowo z równowagi. Prędzej wybuchała głośnym szlochem, niżeli okazywała swoją złość za pomocą krzyku, czy wyładowywania energii na otaczających przedmiotach.
 - No to się wkurzyła – skwitowała Debby, biorąc na ręce psiaka oraz głaszcząc pieszczotliwie jego brązowe futerko.

  Pożegnała się już ze wszystkimi. Były płacze, jak w przypadku Bridgit, ponure, pokrzepiające uśmiechy od Kevina oraz Danielle, słowa życzące jej powodzenia. Odwiedziła nawet Emily i Sterlinga, przy czym spotkanie to należało do nieco niezręcznych. Wszyscy ci ludzie wydali jej się nagle tacy bliscy, wyjątkowi. Tworzyli ogromną część jej życia, którą postanowiła wyrzucić, zostawić za sobą, zakryć nowymi znajomościami, przygodami. Wiedziała, że ich nie zapomni. Nawet nie chciała.
  Wielkie lotnisko LAX Selenie kojarzyło się od pewnego czasu tylko z jednym. Z Jego podpuchniętymi oczami, bólem uwydatnionym w czekoladowych tęczówkach. Pamiętała każdy ułamek sekundy tamtego incydentu. Teraz porzucała wszelkie szanse na ponowne zobaczenie tych błyszczących źrenic, pełnych malinowych ust, puszystych, miękkich w dotyku loków. Ponownie przypomniała sobie ich ostatnie spotkanie. Zachowywał się inaczej. Nie takiego Nicka kochała, nie za tym Nickiem tęskniła i wypłakiwała nocami oczy. Nie o nim myślała przez mniej więcej dwadzieścia trzy godziny na dobę. Czy to możliwe, by zmienił się aż tak bardzo? Przez nią?
  Z zamyślenia wyrwała ją chłodna ręka, jaka pojawiła się na jej ramieniu. Demi wpatrywała się w nią smutno, ignorując rozdziawione buzie otaczających je ludzi. Selena zaczęła żałować braku zakamuflowania. Mogły chociaż założyć okulary lub wielkie kapelusze, cokolwiek. Byle nie wywoływać sensacji. W mediach już i tak wystarczająco często pojawiała się jej twarz z szokującą wzmianką o przerwaniu kariery. Tylko raz przeczytała o tym artykuł. Niefortunnie w jej dłonie wpadł ten z długim wywodem na temat zbieżności ów wydarzenia z niedawnym rozstaniem z Jonasem. Zabolało.
  Ruszyły powolnym krokiem w stronę odprawy. Selena tylko szatynce pozwoliła odwieźć się aż w to miejsce. Chciała ją mieć przy sobie jak najdłużej było to możliwe. Kiedy nadszedł moment rozstania, pod powiekami obu z nich zaczęły się zbierać słone łzy. Demetria wciąż odwracała się do tyłu, jakby oczekując, że nagle ktoś przybiegnie i odwróci bieg zdarzeń. Nie pozwoli na wylot jej najlepszej przyjaciółki z Los Angeles.
 - To nie film – zauważyła Selena głosem wypranym z emocji. Domyśliła się, dlaczego Demi tak usilnie wygląda w stronę wyjścia. Sama ukradkiem tam spoglądała, w umyśle trzymając liczne obrazy z komedii romantycznych, gdzie ukochany zatrzymuje swą drugą połówkę tuż przed startem samolotu.
 - A szkoda – mruknęła cicho Dems. – Powinien tu być.
 - Nie dziw mu się, Dee. Na jego miejscu nie chciałabyś mnie znać. Spójrz na ciebie i Joe. Traktujesz go tak oschle, choć nie wyrządził ci żadnej krzywdy – rzekła szczerze Selena, wzruszając zaraz ramionami. – Moja bajka dobiegła końca, czas wrócić do rzeczywistości.
 - Na pewno jest jakieś inne rozwiązanie z tej sytuacji – nalegała Demi, ponownie zaczynając jeden ze swoich monologów, mających na celu odwieść Selenę od podjętych decyzji. – Ucieczka nim nie jest.
 - Albo to, albo.. – W tym miejscu przejechała znacząco palcem wskazującym po szyi. Ten gest wyraźnie zaniepokoił Dee.
 - Nawet sobie nie żartuj – powiedziała, szturchając ją zaczepnie w ramię.
  Brunetka zaśmiała się cicho, nie mogąc uwierzyć, że będą je dzieliły setki kilometrów. Koniec nocnych rozmów, wyżalania się, kłótni o łazienkę. Łączyło je coś niesamowitego, trudnego do opisania. Wspólnie przeżywały zarówno każdy swój upadek, jak i sukces. Znaczyły dla siebie więcej, niżeli każdy inny człowiek na świecie.
 - Boże, co ja bez ciebie zrobię – szepnęła Selena, rzucając się na szyję towarzyszki.
  Tuliły się do siebie z całych sił. Ten moment przerwały jednak błyski fleszy nagromadzonych w ułamku sekundy reporterów. Chcąc jak najprędzej wyjść z kadru, Gomez cmoknęła przyjaciółkę przelotnie w policzek, po czym szybkim krokiem odeszła. Nie odwróciła się za siebie ani razu, ponieważ mogłaby zawrócić. Czuła to.
  Dosyć prędko przeszła przez kontrolę, po krótkim czasie siedząc na jednym z wygodnych miejsc pierwszej klasy przy oknie. Rozejrzała się dookoła, sprawdzając, czy nie ma w pobliżu nikogo znajomego. W oczy rzuciła jej się krótkowłosa blondynka z okularami przeciwsłonecznymi na nosie. Selena śledziła każdy jej ruch, dopóki nie zdjęła z twarzy owego przedmiotu. Widząc jej oblicze w pełnej krasie, od razu rozpoznała w niej Emmę Watson, aktorkę, która zadzwoniła po pogotowie podczas gali. Pech chciał, że zajęła miejsce tuż obok. Perspektywa błogich, acz bolesnych rozważań, prysnęła razem z usadowieniem się jej szczupłej sylwetki na skórzanym fotelu o karmelowej barwie.
 - Miło cię znów wiedzieć – odezwała się dziewczyna, uśmiechając serdecznie.
 - I wzajemnie – powiedziała grzecznie Selena, chociaż wcale nie miała ochoty na babskie pogawędki.
 - Lecisz do Nowego Jorku? – zapytała Emma, najwyraźniej nie mając zamiaru odpuścić tej konwersacji. W odpowiedzi otrzymała jedynie krótkie kiwnięcie głową. – Ja też. Masz tam kogoś?
 - Ojca i macochę – sposób wypowiedzenia bynajmniej nie wyrażał szacunku do rodzica oraz jego wybranki. Nie uszło to uwadze filmowej Hermiony.
 - Chyba nie darzysz ich zbyt wielką sympatią – zauważyła, grzebiąc w podręcznym plecaku.
 - Można tak powiedzieć.
 - Więc po co tam jedziesz, na dodatek robiąc przerwę od kariery?
  Powstrzymując chęć wygarnięcia jej,  by nie wtykała nosa w nie swoje sprawy, wzięła kilka głębokich oddechów.
 - Potrzebuję chwili odpoczynku. - Po tym zdaniu wyjęła z torebki słuchawki razem z iPodem, dając rozmówczyni do zrozumienia, iż nie ma ochoty na rozmowę. Ta, widząc jak włącza muzykę, darowała sobie dalsze próby nawiązania kontaktu.
  W uszach rozbrzmiały powolne dźwięki  fortepianu, a ona bez zwłoki rozpoznała piosenkę. Upewnił ją w tym przeszywający ciało, zachrypnięty głos. Przymknęła odruchowo powieki, palce zaciskając na odtwarzaczu. Powinna przełączyć, wiedziała to. Nie umiała. Każde kolejne słowo, wyśpiewywane przez niego, wprawiało jej organizm w coraz większą odrętwiałość. Popatrzyła tępo na widok za oknem, startowali. Głowa zaczynała ją boleć, jak zawsze podczas wylatywania. Nie przejęła się tym. Myślami była w ciepłym Los Angeles, w przytulnym pokoju Nicholasa, słuchając jego kolejnej kompozycji do solowego albumu. Z podziwem przyglądała się, jak Loczek wczuwał się w muzykę, przygryzając lekko dolną wargę. Pod koniec melodii poczuła, jak spod powiek wypływa samotna łza. Chłopak bez wahania podszedł do niej, opuszkiem palca zaraz ocierając ciecz.
  Otworzyła oczy, orientując się, że płacze. Znów pozbywała się nadmiaru wody, bo przecież wcale nie znajdowała się przy jego boku. I już nigdy nie miała tego doświadczyć.
.